[vc_row][vc_column][us_btn text=”Wróć do spisu treści książki” link=”url:http%3A%2F%2Finik.pl%2Fnasze-ziola-i-leczenie-sie-niemi%2F|||”][vc_column_text]Ktoby zadał sobie trud porównania kilku farmakologij odnośnie do działania jednej rośliny, znalazłby często zupełnie różne zdania autorów, czyli że wiele roślin pod względem farmakologicznym dotąd nie jest dostatecznie zbadanych. To samo potwierdzają lekospisy, porównane z kilku dziesiątków lat, gdyż znajdziemy w nich pewne rośliny to usuwane, to znów przywracane i uznawane za oficjalne.
Tak jak nie można powiedzieć o roślinach, raz wykreślanych z lekospisów, to znów do nich wpisywanych, aby działanie ich wielostronnie i ostatecznie zbadano, byłoby również wprost zacofaniem i bezmyślnością potępiać albo lekceważyć te wszystkie zioła, których działania bądź nie sprawdzono, bądź przypisywano im własności inne, aniżeli one rzeczywiście posiadają.
Że tak jest istotnie, przekonywują nas liczne przykłady wyleczenia się ludzi doradzonemi przez kogoś ziołami, wtedy, kiedy medycyna nie mogła już znaleźć dla nich lekarstwa.
Jeżeli własności roślin orzekać będziemy teoretycznie, na zasadzie jedynie wspólnego ich podobieństwa pod względem zawartości składników działających, to pogląd taki będzie mylny i rzeczywistość okaże zupełnie co innego. Dla przykładu porównajmy dwie rośliny: ślaz i żywokost. W składzie ich znajdziemy niemal zupełne podobieństwo, w ogromnej ilości ciała śluzowate, krochmal, cukier i asparagiuę; na zasadzie powyższego składu farmakologja zalicza te rośliny do grupy t. zw. powlekających i na tem koniec. Zatem mogą się one wzajemnie zastępować, jak również mogą być zamieniane np. nasionami pigwy, babki piaskowej, wreszcie siemieniem Inianem.
Teoretycznie wszystko jest w porządku, lecz doświadczenie pokaże zupełnie co innego, bo gdy żywokostem daje się wyleczyć wiele chorób płucnych, krtani i gardła, to wy-mienione wyżej zastępcze środki tego nie dokonają. Może to posłużyć za dowód, że działanie pewnych nawet najpospolitszych roślin nie jest należycie wypróbowane i wiele ziół zu-pełnie lekceważonych stanowi znakomite lekarstwa.
Pewnego razu zaobserwowałem następujący fakt:
Panowała jakaś epidemja drobiu i mnóstwo kur wyzdychało po wsiach.
Wyszedłszy nieco za wieś, między ogrody warzywne, na-potkałem świnię, z wielkim apetytem jedzącą zdechłą, rozkładającą się kurę. Było gorąco, ludzie pracowali w polu i Świnia wykorzystała swobodę. Po spożyciu cuchnącej padli-ny Świnia ułożyła się opodal wygodnie do spoczynku, lecz po upływie jakichś pięciu minut zerwała się i zaczęła biec. Stało się to tak nagle, że zacząłem świnię obserwować. Węsząc, przebiegła ogrody i zatrzymała się dopiero na kawałku ziemi, zarośniętym t. zw. rdestem ptasim (Polygonum aviculare),przez jakiś czas zajadała go chciwie, poczem ułożyła się powtórnie do spoczynku.
Z tego wywnioskowałem, że Świnia uczuła się źle po spożyciu owej kury i pobiegła się leczyć.
Wiadomo wszystkim, że świnie pożerają wszystko, co tylko może być najobrzydliwszego, ale zawsze chciwie jedzą rdest ptasi, z tego powodu u ludu nazywany świńską trawą.
Widocznie rdest ów posiada jakąś siłę trawiącą, przy której zjadanie podobnych pokarmów uchodzi bezkarnie.
Nasze zioła.
Napój z rdestu ptasiego jest powszechnie używany w Niemczech i ziele to, pakowane w kartony p. n. „Russische Knóterich“ sprzedawane jest masowo po drogerjach i sklepach spożywczych.
Przytoczę fakt wyleczenia się rdestem ptasim na kamień nerkowy (Nephrolythiasis).
P. Gr. ciężko zachorował i ulokowano go w jednym z do-mów zdrowia w Warszawie. Stan chorego pogarszał się stale, a roentgenowska fotografja stwierdziła obecność w nerce ka¬mienia, wielkości gołębiego jaja. Lekarze podali, jako jedyną radę, operację, ale, ze względu na niebezpieczeństwo, podjąć jej się nie chcieli. Chory wrócił do domu i z trudem chodził przy pomocy dwóch kijów, niemal na czworakach.
Widząc to, jedna z kobiet wiejskich zaleciła mu pić rdest i ku ogólnemu zdziwieniu po 6-ciu tygodniach chory zupełnie wyzdrowiał.
Co się stało z kamieniem, niewiadomo, bowiem powtórne prześwietlanie kamienia już nie znalazło.
Czy taki kamień mógł sam przez się rozpuścić się, czy rozpuściła go stale pita herbata z rdestu ptasiego? Na to czytelnik niechaj sam sobie odpowie.
Pewien człowiek zapadł na chrypkę tak silną, że nie mógł wydawać żadnego głosu i doszło wreszcie do tego, ze porozumiewał się na migi albo piśmiennie. Wszelkie stosowane środki nic nie pomagały i chory niemal przez półtora roku nie odzyskiwał głosu. Jakiś wieśniak poradził mu wte-dy pić wystały odwar żywokostu i już po upływie kilku dni chory zaczął mówić, a po tygodniu wyleczył się zupełnie.
Osób, wyleczonych żywokostem z wieloletniego kaszlu, znałem kilkanaście.
Pewna osoba miała na szyi i twarzy wstrętne, swędzące plamy żółciowe, na które żaden przepisywany środek nie pomagał. Plamy rozszerzały się i ogromnie szpeciły damę. Stary ogrodnik wiejski poradził nacieranie co wieczór nalewką spirytusową, sporządzoną z ciemiernika *) zielonego (Helleborus viridis). Po dwu, czy trzykrotnem natarciu plam zmoczoną w nalewce watą i zmyciu rano mydłem plamy żółciowe zginęły zupełnie.
Środek ten pomógł kilkunastu osobom, lecz niestety, w aptekach dostać go nie można, bo zwykle, zamiast nalew¬ki ciemiernikowej, dają nalewkę ciemierzycową, a to w danym wypadku nie pomaga wcale.
Zaiste wydaje się dziwnem, jak częstokroć pozornie najpospolitszy środek może wyleczyć bardzo ciężką chorobę. Dosyć przytoczyć fakt wyleczenia owrzodzenia kiszek po-widłami z jagód bzu czarnego. Chorą była młoda kobieta; zdecydowano wykonać bardzo ciężką operację, której miała się poddać. Blada, wycieńczona, niemal przezroczysta wyczekiwała tej ciężkiej chwili, gdy los nadarzył jej jakąś kobietę i ta poradziła chorej powidła bzowe. Chora jadła trzy razy dziennie po łyżce i w kilka tygodni wyzdrowiała. Podobny fakt wyleczenia owrzodzenia kiszek powidłami bzowemi widziałem raz jeden jeszcze.
Jakiem znakomitem lekarstwem jest cebula ogrodowa, potwierdzi to, co podaję niżej:
Zachorowałem na antrax. Sformował mi się na krzyżu i był rozmiarów deserowego talerza. Gdy się puż zebrał, na-leżało go przeciąć i wycisnąć. Operacja nadzwyczaj bolesna, której miało dokonać dwóch lekarzy. Nóż jest bardzo sympatycznem narzędziem do krajania chleba, mięsa, obierania owoców, nawet temperowania ołówka, ale nie pociąga bynajmniej, gdy idzie o własny grzbiet; to też postanowiłem go uniknąć.
Znając dezynfekcyjne oraz przegryzające działanie cebuli, kazałem jej upiec ogromny, głęboki talerz i po domieszaniu do niej miodu, przyłożyłem całą przygotowaną porcję na wrzód i dobrze podwiązałem ręcznikiem. Było to wieczorem. Rano poczułem, że mi obwisa coś ciężkiego, więc odwiązałem ręcznik i okazało się, że cały antrax wyleciał, na jego zaś miejscu pozostała ogromna, głęboka dziura z kilku-nastoma rdzeniami, które bez żadnego bólu dały się powyciągać. Naturalnie zagojenie było już rzeczą łatwą, bo przy przemywaniu rumiankiem i okładaniu plastrem melilotowym nastąpiło w ciągu dwóch tygodni.
Mówiąc o cebuli, muszę nadmienić, że znałem kilka osób, które z męczącego i parę lat trwającego kaszlu wyleczyły się pieczoną cebulą z miodem, którą przyjmowały dwa razy na dzień ze szklanką gorącego mleka.
Podobnie jak cebula, może nawet silniej, działa na kaszel czosnek. Zwykle przyjmują czosnek utarty oraz dodają do niego miód i masło. W takiej formie np. z chlebem, przyjmowany jest czosnek 2—3 razy dziennie.
Na dowód, jak mało zbadane są rośliny pod względem ich leczniczych własności i jak przy swem znakomitem działaniu idą w zapomnienie albo są zastępowane innemi środkami, bezwzględnie gorszemi, posłużyć może paprotka pospolita (Polypodium vulgare). Pewna dama, zamieszkała w Kurlandji, od kilku lat chorowała na pęcherz i nerki, przyczem stale oddawała urynę ze znaczną domieszką materji, do tego stopnia, że przybrała formę zgęszczoną; oczywiście, kobieta chudła i mizerniała coraz więcej. Żadna kuracja ani stosowane środki nie pomagały i choroba przechodziła w stan groźny.
Gdy pewnego razu opowiadała komuś o swej chorobie na targu, usłyszał to jakiś wieśniak, podszedł do chorej i po-radził jej pić odwar z paprotki, którą nawet przywiózł jej przy następnej bytności w mieście. Gdy dama zaczęła pić od-war z korzenia, właściwie trzonu paprotki, stan jej zdrowia zaraz się polepszył i po dwóch tygodniach nastąpiło zupełne wyzdrowienie.
Lekarze, którzy dawniej leczyli chorą, dowiedzieli się od niej o wprost zdumiewającem działaniu doradzonego leku i zaczęli przepisywać go podobnie chorym z doskonałym skutkiem.
Różnych podobnych przykładów wyleczenia się rozmai temi ziołami mógłbym wyliczyć jeszcze wiele, atoli sądzę, że i tych wystarczy, aby nie lekceważyć ziół, chociażby one były wycofane z użycia albo nawet nigdy nie miały zastosowania w medycynie.
Przebywając rok przeszło w nadwołżańskich okolicach, miałem sposobność zetknięcia się z trzema osobnikami, byłymi pacjentami jednej znachorki (zdaje się, z gub. orenburskiej), która wyleczyła ich z syfilisu. Jak mi opowiadali, zjeżdżało się do tej kobiety setki ludzi z całej Rosji, leczyła bo-wiem niezawodnie. Podobno przed zadaniem pierwszej daw-ki swego odwaru przywiązywała pacjenta do łóżka albo słupa, gdyż każdy dostawał pewnego rodzaju szaleństwa i mógł się niebezpiecznie potłuc; następne dawki już tego zjawiska nie wywoływały.
Wiele osób, nie wyłączając nawet lekarzów, opowiadało mi o doskonałem leczeniu się z różnych chorób własnemi. roślinnemi lekarstwami mongolskich plemion, żyjących na wschód od Uralu i w Turkiestanie oraz Finów, zaludniających północno-wschodnią Rosję, jednakże lecznictwo ich dopiero ostatniemi czasy przed wojną światową zwróciło na siebie uwagę naukowego świata, lecz przez rewolucję nie zdoła¬no go zbadać, ani wyzyskać.
Dziwny pęd chwytania i uznawania za doskonałe wszystkiego, co obce, wszystkiego, co kosztuje drogo i przywożone jest z zagranicy, jakiś kult bezwzględnego czczenia cudzoziemszczyzny był i jest dotąd naszą znamienną cechą, lecz jeśli u nas wgryzł się głęboko, to rosyjskie społeczeństwo przeniknął nawskroś, skupiając się tam przeważnie na wszystkiem, co niemieckie. Prądów, przenikający cale społeczeństwo, przedarł się i do medycyny, chętnie skłaniającej się ku
towarom obcym, a unikającej swojskich. Potrzeba było aż wojny i zamknięcia granic dla Rosji, aby po wyczerpaniu za-pasów Gorzknika kanadyjskiego medycyna sięgnęła do lecznictwa ludowego i na jego miejsce zdecydowała wziąć pieprz wodny. I oto, ku zdziwieniu, ów pieprz okazał się nie gorszym, a jak niektórzy mówią, podobno lepszym środkiem do tamowania krwotoków wewnętrznych, od zamorskiego ziela.
Cudze chwalicie, swego nie znacie,
Sami nie wiecie, co posiadacie.
[/vc_column_text][us_btn text=”Wróć do spisu treści książki” link=”url:http%3A%2F%2Finik.pl%2Fnasze-ziola-i-leczenie-sie-niemi%2F|||”][/vc_column][/vc_row]